Świeżutka relacja z placu boju.
Pokoje u góry zagruntowane, czekają sobie na kolorki. Rysiowi została jeszcze jedna ściana do wygłaskania w przedpokoju na górze i bardzo płacze (Ryś, nie przedpokój), bo ściana wielka, schodowa. A mnie już nosi. W pracy na razie w miarę spokojnie, to...po pracy wsiadam w pociąg, jadę do Niego. Wprawdzie miałam przyjechać dopiero jak będę potrzebna do pomocy przy kładzeniu paneli, ale mnie pokręci, jak nie pojadę jutro. Myślę, że przez dwa dni uda nam się pomalować. Znaczy się jest szansa, że w sobotę zaczniemy kłaść te panele. Nie mogę się doczekać. Może trochę mniej będzie tego paskudnego kurzu, u nas się rozmnaża w zabójczym tempie przez pączkowanie.
I jeszcze raz nasze górne kolorki. Puszki i pomazańce na ścianie.
To do gościnnej sypialni
To do naszej sypialni
I przedpokój
Takie te pomazańce ciemne wyszły.
Idę się spakować. Trzymajcie się Dziewuszki. Dużo słoneczka przez te dni Wam życzę. Pa.