I tak trochę nie bardzo
się czuję. Wszystko po kolei się na to złożyło. Ze mną to jest ciekawie, bo nie od razu mnie trafia, ale sobie narasta, aż się przepełni. I taka sytacja nastąpiła u mnie wczoraj. A uwieńczeniem wieczoru było upłakanie się przy oglądaniu "Wichrowych wzgórz".
Jak wiecie od jakiegoś czasu ścigam chłopa, który ma nam skończyć sufity (trzeba je zaszpachlować). W tamtym tygodniu nie odbierał ode mnie telefonu. Wczoraj wieczorem wysłałam mu sms. I dzisiaj od rana znowu nic. Ale...ODDZWONIŁ ! CUD !!! Podobno dzisiaj rano już u nas działają. Rysiu jedzie po południu zawieźć część gresu, więc zda mi relację, czy aby ktoś tu nie kręci.
Oby zdążyli przed urlopem Rysia, bo przecież Mężuś ma kłąść płytki.
Trzymajcie się Dziewczynki :*