Więc tak...
Sobota:
rano o 9,00 przyjechała projektantka.Pomierzyła, uzgodniłyśmy z grubsza szczegóły (jaki kształt sanitariatów, jaka mozaika do tych moich czerwonych kafli i że nie chcę do nich kafli płytek różowych jak w tej kolekcji, tylko kremowe - tak z grubsza). Potem o 10,00 zwalili się razem stolarz i elektryk. Było ciekawie. Mąż oblatywał z elektrykiem i od czasu do czasu (na odległość) ustalał ze mną szczegóły. Ja rozmawiałam ze stolarzem (tym razem na siedząco, nie na balkonie). Ma nam robić schody, drzwi zewętrzne i wewnętrzne, w tym jedne przesuwne. Wycenę tego wszystkiego może będę miała w tym tygodniu. Bo żeby było śmieszniej inna cena schodów by była gdyby robił tylko schody, a inna jeżeli będzie robił też drzwi. Cena schodów mnie lekko zaskoczyła. Niestety musimy mieć schody pełne, nie ażurowe - pod schodami mamy piwniczkę.
Żeby było śmieszniej jeszcze w tym czasie przyjechała moja siostra z mężem i dziećmi (nie miałam możliwości zamienić z nią trzech słów).
Dopiero jak stolarz odjechał ciągnełam jeszcze raz elektryka po drabinie na górę, żeby dopracować szczegóły. I tak nie o wszystkim pamiętałam. Teraz, jak mi się coś przypomni w domu, to piszę na kartce, bo potem i tak nie pamiętam co mi się przypomniało.
Niedziela:
Latanie po sklepach, w międzyczasie sprawdzanie poczty (przychodzą propozycje od projektantki).
Dzisiaj po pracy jedziemy znowu na budowę - na 17,00 mamy umówionego projektanta kuchni (muszę wiedzieć gdzie kabelki - dla elektryka).
Rozpisałam się dzisiaj. Nie narzekam, bo mam nadzieję, że teraz już będzie wiele takich dni, w których się będzie działo.