Najpierw w środę była cała akcja, bo nie zdążyłam za nie zrobić przelewu; przerwała mi słynna awaria systemu w ING. Umówiłam się ze sklepem, że zaraz po zrobieniu przelewu wyślę im potwierdzenie ze stronu banku i oni wyślą mi je tak, aby najpóźniej w piątek były u nas na budowie (zaraz mieliśmy wyjeżdżać na budowę i wracać właśnie w piątek po południu). ZONK !!! Czekaliśmy 2 godziny i nic. Już Onet pisał, że to poważna awaria, więc dzwonię do sklepu i mówię, że zrobię przelew jutro rano (z biura wykonawcy) i prześlę potwierdzenie. Wszystko wydawało się załatwione, płytki miały do nas dotrzeć. Niestety nikt nie przewidział takich obfitych opadów śniegu...Firma kurierska na pewno do poniedziałku nie będzie odbierać przesyłek. Pani z firmy obiecała mi chociaż, że jak tylko już odbiorą te moje płytki i będę miała nr listu przewozowego, to da mi nr telefonu do kierowcy i umówię się z nim na popołudniową godzinę - możemy dojechać na budowę najwcześniej na 16,15. A kierowca wozi do 17,00. Mam tylko nadzieję, że uda się nam to jakoś zgrać.
Natomiast jak nie było, tak nie ma naszego licznika gazowego. Podobno gazownia ma tyle roboty, że nie wiadomo, czy zdążą się wyrobić do świąt. I tu przyszedł nam z pomocą nasz wykonawca. Przywiózł 2 butle gazowe, przywlókł wieczorem w środę instalatora, on coś zrobił z dyszami, poprzestawiał na piecu i... zaczęly grzać najpierw kaloryfery, potem podłogówka. Super. Bardzo mu za to jestem wdzięczna. Na dodatek musi jeździć do nas na budowę co 3 dni i wymieniać butle. Przy takich temperaturach prawdopodobnie zamarzła by nam woda. Teraz już możemy spokojnie czekać na gazownię. Potem zostanie jeszcze poustawianie wszystkiego, podłączenie czujników temperatury i może hulać całą zimę :)
Taka była temperatura najpierw...
Tak to wygląda z butlami
A tak to wyglądało jak już grzaliśmy. Dom jest wyziębiony i pełen wilgoci. Teraz, żeby było ciepło, potrzebna jest temp. pieca 45 st., potem podobno wystarczy 35 st. Potem, znaczy, w przyszłym sezonie grzewczym :(